Woody-Allen-Quotes-sayings-meaningful-wise

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o studiach, ale baliście się zapytać

Kiedy pierwszy raz szłam na studia, zostałam nakarmiona wieloma informacjami na temat wyższej edukacji i studenckiego życia. Ciągle odbija mi się lekko na myśl o niektórych z nich. Dlatego postanowiłam przygotować dla pełnych zapału i entuzjazmu pierwszaczków małe kompendium wiedzy: co jest prawdą, co fikcją, a co Polską.

Jakiś czas temu zapytałam Was na naszym fanpage’u, czy macie jakieś sugestie co do tego artykułu, a może chcecie się podzielić jakąś anegdotą… Spośród komentarzy wybrałam kilka, które pomogły mi rozwinąć motyw przewodni tego tekstu, czyli mity, którymi karmi się świeżaków.

Jakiś czas temu była już o tym dyskusja na profilu Radykalnego Uniwersytetu – spór szedł o Campus Akademicki i inne imprezy integracyjne, które – co tu dużo kryć – są zapewne świętami dionizyjskimi i jako takie są reklamowane. O ile jednak ktoś nie mieszka w akademiku (tam w ogóle życie wygląda bardzo osobliwie), to nie spotka się z codziennymi czy nawet cotygodniowymi imprezami do białego rana. Po jakimś czasie większości ludzi jednak włącza się instynkt samozachowawczy i wiedzą, kiedy trzeba sobie odpuścić.

Po pierwszej domówce w swoim mieszkaniu uczysz się, że domówek się nie robi. Na domówki się tylko chodzi.

To taka słodka bajka dla naiwnych. USOS, jak każdy system elektroniczny, jest głupi i nie da się go prosić o coś tak, jak można błagać wykładowcę. Jednocześnie, jak to zauważyła jedna z czytelniczek, Quod in USOS non est, in mundo non est. Nie ma czegoś w USOSie? Pędź do Pełnomocnika Dziekana ds. USOSa i niech Ci wiatr w plecy wieje.

Każdy dziekanat ma swoją specyfikę i nie twierdzę, że w każdym urzędują niewiasty nadobne i słodkie. Jednak, wbrew obiegowej opinii, „panie z dziekanatu” nie pożerają na śniadanie szczeniaczków; wystarczy nie głaskać ich pod włos.

Nie daj się zwieść temu, że na początku wspólnych zajęć proszą o postawienie kartek z imionami. Nie będą ich pamiętać. Najpóźniej tydzień po ostatnich zajęciach zapomną, że w ogóle istniejesz. Nawet najmilsi i najbardziej zdrobniający imiona „wujkowie” i „ciocie” (każda grupa zawsze ma jednego takiego wykładowcę) po wakacjach poślą Ci tzw. blank stare (oczy puste, bez wyrazu, jak czarne guziczki u maskotek), gdy powiesz im dzień dobry na korytarzu. Jeśli wykładowca pamięta Cię po wakacjach, to jesteś albo bardzo zdolny/a, albo jego/jej dziecko/druga połowa/rodzic dzieli z Tobą imię. Częściej wypada to drugie.

Krewni przy każdej okazji pytali, co planujesz zrobić z życiem? Na studiach to się nie kończy. I zawsze znajdzie się Ta Ciotka, której ulubiona bratanica sąsiada syna ciotki znajomego stryja studiowała to, co Ty na Wyższej Szkole w Wyrwidupiu, miała same piąteczki, a teraz wykłada na uczelni (kafelki).

Ewentualnie pada sakramentalne pytanie „A czym ty się tak w ogóle zajmujesz?”, bo wujek Zbyszek oczekuje, że między śledzikiem a pierogiem albo żurkiem a jajkiem, wyłożysz mu zarys swojej najbliższej pracy dyplomowej. Nie męcz się. I tak powie „a kto by sobie tym wszystkim głowę zawracał!”.

Comments

2 Komentarzy

  1. Katja

    Z tymi wykładowcami, z resztą też na UAM – ostatnio poszłam na kolejny kierunek studiów, gdzie z powodów zmian strukturalnych należy odrobić angielski (ponieważ teraz jest sprofilowany pod kątem konkretnego kierunku), gdzie okazało się, że prowadzącą jest ta sama magister, z którą miałam wcześniej. To, że ja ją kojarzę to jest norma, ale zdumiała mnie, kiedy zapytała skąd może mnie kojarzyć. Pamiętać po trzech latach twarz przeciętnego studenta, to jest dopiero wyczyn…

Napisz komentarz