Studiowałem kierunek „humanistyczny”. Teraz jestem „ścisłowcem”
Słowo wstępu: Niniejszy artykuł jest subiektywnym odczuciem autora. Sytuacja na innych uczelniach może się różnić. Autor tekstu uwzględnił swoje własne odczucia i sytuacje, w których się znalazł.
Niecałe dwa lata temu zakończyłem studia na kierunku humanistycznym*. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że postanowiłem zacząć od zera i wybrać się na politechnikę. Nie będę się rozpisywać na temat powódek, które mnie do tego skłoniły bo nie jest to felieton, w którym będę wylewać swoje gorzkie żale. Mówiąc w skrócie – nie widziałem siebie na tym kierunku oraz w ewentualnej pracy związanej z nim.
Skupmy się na tym, czym różni się studiowanie kierunku humanistycznego a ścisłego. Wszystkie moje opisy są oczywiście subiektywne, przedstawiają mój punkt widzenia, dlatego moje odczucia mogą nie pokrywać się z Waszymi, bądź kolegi, który też wybrał taką ścieżkę kariery.
Zacznijmy od ludzi, z jakimi przyjdzie nam studiować. Wszak to z nimi będziemy spędzać najwięcej czasu, a nie tylko z różniczkami i całkami lub innym materiałem. Czym różnią się studenci polibudy od humanistów? Próbuję porównać konkretne cechy i przyznaję, że nie jest to łatwe. Panuje przekonanie, że na politechnice kobiety stanowią mniejszość. Jest to zarówno prawda jak i fałsz. Na moim wydziale faktycznie ciężko jest znaleźć kobietę (w mojej grupie dziekańskiej zachowała się tylko jedna), ale na Wydziale Chemicznym czy też Architektury, przez korytarze liczną grupką przechadzają się przedstawicielki płci pięknej. Studiując kierunek humanistyczny na roku występowała miażdżąca przewaga kobiet nad mężczyznami, co było dla mnie zupełnie czymś innym. Byłem przyzwyczajony do damskiego gwaru podczas przerw, pomiędzy zajęciami, a wchodząc na korytarz polibudy doznałem zupełnego przeciwieństwa. Nie zauważyłem za to jakiejś wybijającej się indywidualności artystycznej. Wprawdzie na moim nowym kierunku znalazłem paru muzyków, jednakże w porównaniu do fotografów, performerów i maniaków literatury, którzy dawniej ze mną studiowali, wypadają blado.
Poruszając temat książek, to bez większych niespodzianek wśród biblioteczek studentów politechniki rządzi fantasy i science fiction. O wiele chętniej sięgają po „Wiedźmina” niż „Czas życia i czas śmierci”. Wspominając Ericha Marie Remarque’a – zapytałem koleżankę z roku czy kojarzy tego pisarza albo inną powieść – „Na zachodzie bez zmian”. Otrzymałem odpowiedź przeczącą, do tego zostałem poinformowany, że w takich książkach są daty i historia, a ona tego nie lubi. Cóż.
Idąc na studia techniczne miałem w głowie obraz stereotypowego studenta tej uczelni, czyli „kuca” – osobnika o długich włosach, noszącego koszulki z logiem zespołu metalowego. Ku memu zaskoczeniu, tacy ludzie są w mniejszości. Gdzieś ci ludzie dawno przepadli, ustępując miejsca nie wyróżniającemu się niczym, zwykłemu chłopaczkowi – ot, taki studencina. Nie mogę tego powiedzieć o studentach, z którymi miałem do czynienia parę lat temu. Ciśnienie na bycie lepiej ubranym, z lepszymi gadżetami elektronicznymi w kieszeni i torbie było wysokie. Kto ma lepsze buty, lepszy telefon, lepszego macbooka. Zastanawiałem się kiedy nadejdzie czas na porównywanie pomiędzy nimi długości penisa. Na szczęście na polibudzie nie spotkałem się z takim zjawiskiem – jeżeli można z tobą pogadać o wszystkim oraz się napić, to czuj się zaproszony.
Studiowanie kierunku technicznego wcale nie jest takie radosne, jak tej pani się wydaje.
Chyba najważniejszy aspekt mojego artykułu. Jak radzi sobie facet, który przez jakieś 3 lata nie miał styczności z matematyką (nie licząc takich pierdół jak logika czy statystyka)? No, jest ciężko. Oczywiście, nie tylko dla mnie, bo studenci, którzy z matmą obcowali trochę więcej, tez miewają problemy. O polibudzie jest taki żart – Przez pierwsze trzy lata jest ciężko, ale potem, na drugim roku już jest lepiej. Prawie się o tym boleśnie przekonałem, chwała niebiosom, że się od tego uchroniłem.
Myśląc o przedmiotach na moim poprzednim kierunku, do których musiałem się naprawdę mocno przygotowywać, szukać informacji w rozmaitych podręcznikach, artykułach, itd., to był taki jeden. No, może góra dwa. Większość egzaminów z palcem w tyłku można było zaliczyć przez wkucie notatek. Na politechnice jest zupełnie odwrotnie – wiedza z wykładów to jedno, poszukiwanie na własną rękę, korepetycje itp. są jak najbardziej pożądane. Pamiętam, że jedno z zadań na pewnym kolokwium z ćwiczeń było dla mnie niespodzianką, bo tego typu nie było omawiane na wykładzie, nie znalazło się też w zbiorze zadań używanym przez szanownego magistra inżyniera. Ci lepiej przygotowani odnaleźli je w innym podręczniku. I takich przykładów na całej polibudzie jest wiele. Nie ma tu przebacz, bardzo rzadko zdarza się przepychanie studenta z przedmiotu, a pożegnać się z uczelnią można bardzo łatwo, nawet na pierwszym semestrze. Trochę to rozumiem, bo nie każdy powinien otrzymać dyplom potwierdzający wyższe wykształcenie. Z drugiej strony, byłoby lepiej, gdyby studenci wiedzieli czego się uczyć.
Chyba nie muszę pisać o perspektywach po ukończeniu jednego i drugiego kierunku. Rynek pracy dla absolwentów politechniki, a zwłaszcza tych bardzo wymagających przedmiotów, jest otwarty. Kończąc kierunek, który studiowałem poprzednio, mogłem siedzieć w biurze za minimalną krajową i przesuwać kartki z jednego miejsca w drugie. Do „nawrócenia się” i zmianie całkowicie typu studiów przekonały mnie praktyki studenckie, które nie różniły się zbytnio od tego, jaką pracę mógłbym podjąć jako absolwent. Stwierdziłem, że takie siedzenie po dosyć dużym wysiłku, jakim włożyło się w zdobyciu dyplomu (nie mówię o poziomie przedmiotów, ale o ich ilości, których było multum) nie jest dla mnie odpowiednie.
Ciężko porównać obie sytuacje. Miejmy na uwadze, że przeżycia studenta, który – podobnie jak ja, przekwalifikował się na studia techniczne, mogą być inne. Kierunek kierunkowi nierówny, podobnie jak uczelnia.
Dlaczego studiowałem poprzedni kierunek? MYŚLAŁEM, ŻE BĘDZIE FAJNIE. Nie było. Prawdę mówiąc, byłem „spadochroniarzem”, czyli nie dostałem się na nic, co chciałem.
Czy zrobiłem dobrze, decydując się na taki krok? Mam nadzieję, że tak. Gdy tylko pomyślę o tym, co studiowałem dostaję nerwobólów i staję się nieprzyjemny dla otoczenia. Trzymam się tego, że tych trzech lat nie odrobię. Są całkowicie stracone, dlatego muszę wytrwale dążyć do tego, by zdać studia i zostać w końcu tym inżynierem.
Tekst:
Tomasz HęciakFoto:
Steven S. (CC BY 2.0)
Francisco Osorio (CC BY 2.0)
*no dobra, nie były to studia humanistyczne, tylko społeczne - reguluje to Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 8 sierpnia 2011 r. w sprawie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych - ale wiecie - skrót myślowy