PILNE: Oddam prywatność
‚Prywatność’ według wszechmądrej Wikipedii jest terminem, który określa możliwość jednostki lub grupy osób do utrzymania swych danych oraz osobistych zwyczajów i zachowań nieujawnionych publicznie. Podążając za tą definicją, zajmijmy się wagą prywatności. Co jeżeli jest zagrożona?
Wyobraźmy sobie, że ktoś ma na nas teczkę, w której znajdują się informacje poufne. Z kim się spotykamy w wolnym czasie, jakie książki czytamy, co jemy na śniadanie, gdzie uprawiamy aktywność fizyczną, jakiej muzyki słuchamy, jakie są nasze poglądy polityczne i religijne, jaki kierunek studiujemy, gdzie pracujemy, kogo kochamy, jakim autem jeździmy, jak wygląda nasz dom, co w nim cennego mamy oraz inne ważne o nas dane.
Kim może być ta osoba? Maniakalny stalker z obsesją na naszym punkcie? CIA, CBŚ, inne tajne organizacje zajmujące się zbieraniem danych? Czy może totalitarny reżim, który dorwał się do naszych informacji, bo jesteśmy wrogiem ludu i państwa? Mimo że wszystkie odpowiedzi zdają się być prawidłowe, prawda jest nieco inna. Są to wszystkie osoby, które mają wgląd do naszych profili na portalach społecznościowych.
Z pozoru niewinne informacje o tym, że właśnie jesteśmy w drodze na upragnione wakacje na mazurach, czy w inne miejsce, mogą zostać wykorzystane przeciwko nam. Nie mówię tutaj o ludziach zazdrosnych, którzy z powodu braku czasu czy pieniędzy liczyć mogą jedynie na wypoczynek u dziadków na Robotniczych Ogródkach Działkowych, i gotują się wewnątrz z powodu takich informacji. Są ludzie na świecie, którzy z jakiegoś powodu nas nie lubią lub nie mają oporów przed tym, aby nas okraść, skrzywdzić. Jak to wygląda?
Na „ukochanym” przez wielu portalu społecznościowym Facebook ustawiasz status, że cała twoja rodzinka „jest w podróży” do miejsca, które jest daleko albo się już tam zameldowałeś. Nic prostszego dla potencjalnego złodzieja. But w drzwi, szybkie ogarnięcie sytuacji i już możesz pożegnać się z laptopem, telewizorem, sprzętem stereo czy innymi cennymi rzeczami. Skąd wiedział gdzie mieszkasz? Pamiętasz jak organizowałeś imprezę urodzinową i w wydarzeniu na Facebooku podałeś dokładny adres? Albo jak wrzucałeś zdjęcia z geotagiem? Zdjęcie profilowe robione w twoim pokoju? No, właśnie.
Z pozoru niewinnie wyglądająca rubryka z informacjami może pozbawić części prywatności
Jeżeli jesteście fanami thrillerów, kryminałów, filmów akcji oraz innych, w których występuje wątek policyjny, mogliście trafić na namierzanie bohatera przez organy ścigania. Wygląda to na skomplikowany proces, który wymaga zaangażowania paru agentów siedzących w centrum dowodzenia. W skupieniu i z potem na czole próbują odgadnąć gdzie mieszka obiekt, z kim się spotyka i resztę kluczowych informacji. Cóż, w praktyce nie jest to skomplikowane i nie trzeba takiego wielkiego wysiłku, zwłaszcza jeżeli korzystasz z różnych portali społecznościowych i masz coś na sumieniu, nawet jeśli nie jesteś mafiozem.
Czwartek rano. Jak co tydzień biegasz po swoim ulubionym miejscu – kawałkiem lasu oddalonym od twojego mieszkania parę kilometrów. Nagle, drogę zastawiają smutni panowie. „Pan pójdzie z nami” – oświadczają. Skąd wiedzieli gdzie o tej porze będę? Sprawdź swoje kieszenie. Czy w nich nie masz smartphonu z włączona aplikacją Endomodo? Przypomnij sobie cotygodniowe chwalenie się jakim to koksem jesteś i ile przebiegłeś na Facebooku lub innym portalu społecznościowym.
Na przestrzeni wieków władcy różnych państw zastanawiali się nad tym, jak zebrać najwięcej informacji o swoich obywatelach i mieć ich pod kontrolą. Jak stworzyć wielką bazę danych o obywatelach, tak by w pełni ich kontrolować? To była jedna z wielu kwestii, która nie pozwalała zasnąć Stalinowi, Hitlerowi i innym wykolejeńcom. Dziś nie trzeba nad tym się głowić, bo z pomocą przyszła potrzeba lansu i bycia fajnym.
Pochwal się na Discogs jak wielką masz kolekcję muzyczną. Albo na last.fm czego słuchasz. Nie jesteś jak ten „plebs”, twój gust muzyczny jest ambitny i wykwintny. Wiemy jak do ciebie trafić. Pokaż jakim jesteś „miszczem” w kuchni i wrzuć zdjęcie zrobionej przez ciebie wypasionej kanapki, tarty. Albo lepiej – pójdź do knajpy, zamów jedzenie, zrób zdjęcie. Pokaż, że cię stać. Patrz jak lajki rosną. Jest to podwójne zwycięstwo, bo wzbudziłeś zazdrość w koledze, który dzień w dzień na obiad je tłuste, nudne klopsy z pyrami. Dbasz o swoją kondycję, polub fanpage lokalnej siłowni, w której ćwiczysz, wrzuć trasę swojej długodystansowej trasy rowerowej. Oznacz się na zdjęciu w klubie, do którego chodzisz zachlać mordę co weekend, pochwal się wzięciem udziału w ważnej dyskusji w anarchistycznej klubokawiarni. Niech Google+ lub Facebook służy za album rodzinny, patrzcie jak fajnie było na Rodos. Tak, jesteś fajny, lepszy. Wszystko to podpisane twoim nazwiskiem. Lubimy uprawiać internetowy ekshibicjonizm, nawet przed ludźmi, których ledwo znamy.
Pamiętam czasy „fajnego” internetu – okolice 2008 roku, gdzie do zarejestrowania się na YouTube nie było potrzeby podania imienia, nazwiska, numeru telefonu, rozmiaru buta i innych arcyważnych informacji. Oczywiście, wszystko w ramach bezpieczeństwa. Ba, wręcz odradzano ujawnianie swojej twarzy, danych personalnych. Są to informacje wrażliwe, nie wiadomo kto może je wykorzystać. Jak dzisiaj wygląda ten portal, każdy wie.
W tamtych czasach podpisywanie się imieniem i nazwiskiem było przywilejem osób publicznych, powszechnie lubianych oraz redaktorów gazet. Dzisiaj byle Jaś Kowalski może swoje wypociny umieścić na blogu (idealny przykład masz właśnie przed sobą), podpisując się pod nimi.
I am the eye in the sky
Looking at you
I can read your mind
I am the maker of rules
Dealing with fools
I can cheat you blind
And I don’t need to see any more
To know that
I can read your mind~Alan Parsons Project – Eye In The Sky
Oczywiście, nie można też tak bardzo oczerniać portali społecznościowych typu Facebook. Dzięki niemu poznałem Nie śpię, a prawdopodobnie nie dotarłbym do niego i swoje przemyślenia mógłbym jedynie schować do szuflady. Czy wyszłoby mi to na dobre, ocenę zostawiam Tobie, czytelniku.
Wygląda na to, że gubi nas własna próżność, chęć poczucia się lepszym, zebrania aprobaty. Chociaż stworzenie pozorów, że nasze życie nie jest nudne. Skoro kolega z podstawówki wrzucił zdjęcie świeżo pomalowanego pokoju i zebrał same pochwały, to dlaczego ja też tak nie mogę?
Zaobserwować można zbytnie zaufanie wszelkim wirtualnym dyskom, chmurom. Zostaliśmy nakarmieni informacjami o bezpiecznym przechowywaniu danych na serwerach typu iCloud, a przecież nie tak dawno mieliśmy do czynienia z wyciekiem nagich zdjęć celebrytów właśnie z tego serwisu. Nawet wyglądająca niewinnie aplikacja Dropbox próbuje szperać w naszych danych.
Problemem w tym wszystkim nie są sami ludzie, których wrzuciliśmy do sekcji „znajomi” na portalu, lecz to, że trudno uciec z sideł tej internetowej machiny. Pół biedy, jeżeli aktywność jest rozproszona po różnych miejscach – rozmowy na Gadu-Gadu (polecam jednak dyskusje na żywo), wymienianie się opiniami na samodzielnym forum, etc. Gorzej, jeżeli wszystko odbywa w jednym miejscu. To, co miało ułatwić nasze życie, stało się zmorą lat dziesiątych XXI wieku. A najgorsze jest to, że sam w to wpadłem.
Tekst oraz zdjęcia – Tomasz Hęciak
obrazek porównujący via imgur.com