#NIESPIE na Poznańskich Targach Piwnych – relacja z dnia drugiego
Wpis przeznaczony dla jest tylko dla osób pełnoletnich.
Serwis oraz materiały w nim zamieszczone nie są reklamą w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi
Poznań od dawna jest uważany za środkowoeuropejską stolicę targów. Niemalże co miesiąc na terenie MTP możemy wybrać się na dowolne wydarzenie z różnych dziedzin targowych. W miniony weekend budynek przy ulicy Roosevelta gościł Poznańskie Targi Piwne, na których drugiego dnia zjawiła się redakcja #niespie.
Po wejściu na targi, pierwsze wielkie wrażenie wywiera duża hala, w której wydarzenie zostało zlokalizowane. Mimo że rozstawiło się około 40 stoisk piwnych, a ludzi z godzinę na godzinę przybywało, odczuwało się wielką przestrzeń. To dobrze, bo nie było nigdzie ścisku, a odwiedzający nie wpadali na siebie, co mogłoby skutkować zbiciem lub wylaniem piwa.
Stoiska były różnorodne. Rzadko spotykało się dwa podobne, a sami wystawcy w organizowaniu i przyozdabianiu ich okazali się bardzo kreatywni. Browar Doctor Brew do rozlewania i sprzedaży piwa posłużył się ładnymi pielęgniarkami, które z chęcią pozowały do zdjęcia; wpadłem też na króla szos NRD, czyli poczciwego Trabanta, reklamującego kolejny browar.
Nie można powiedzieć, że wszystkie stoiska cieszyły się taką samą popularnością. Niektóre świeciły pustkami, a znudzeni wystawcy smętnie spoglądali na ciągle przemieszczających się ludzi. Ogromną kolejkę można było zauważyć przy niekoncernowych bardzo popularnych browarach, takich jak Ale Browar czy Szałpiw.
Ceny były różne. Mogliśmy dostać piwo za 5zł, ale też takie za wiele więcej. Ktoś może powiedzieć, że drogo, ale podobna sytuacja jest przy winach. Też możemy znaleźć takie za parę złotych, ale i takie, które wynoszą całą minimalną wypłatę brutto, lecz dla prawdziwego piwosza cena nie gra roli, a wrażenia po wypiciu np. milk stouta pozostają w pamięci na długo.
Sądzę, że nawet najwybredniejsze podniebienie znalazło coś dla siebie. Oprócz browarów lokalnych, kraftowych czy rzemieślniczych, rozstawiły się też duże koncerny oferujące m.in. Książęce. Dla ciekawych spróbowania piw zagranicznych, swoje drzwi otworzyły browary z Austrii, Belgii, Czech, Danii, Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Niemiec, USA, Wielkiej Brytanii, Ukrainy, Szkocji, Szwecji, a nawet z Nowej Zelandii.
Oprócz samej degustacji i zakupu piwa, można było spróbować polskich cydrów, a także wrzucić coś na ząb. W samej hali rozstawiło się 5 punktów gastronomicznych, a tyle samo w postaci mobilnej było na parkingu targów.
Myli się ten, kto uważa, że na takich targach nie można dowiedzieć się niczego ciekawego. Na ustawionej w hali scenie, odbywały się przeróżne wykłady z dziedzin piwnych. Mogliśmy przejść kurs sensoryczny; poznać zasady, jakimi rządzą się konkursy piw domowych wg Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych, czy uczestniczyć w wykładzie z metod degustacji sędziowskiej, prowadzonym przez Tomka Kopyrę, z którym miałem okazję przeprowadzić krótki wywiad.
Nie miałem żadnych większych zastrzeżeń co do organizacji targów. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to mała liczba ławek i stolików, przy której można odpocząć, napić się piwa ze znajomymi i coś zjeść. To tylko świadczy o popularności takiego wydarzenia. Pokazuje, że mimo mnogiego rozmieszczenia punktów sprzedaży piwa, poznaniacy chętnie odwiedzają targi, by dowiedzieć się o tym trunku trochę więcej oraz zdegustować nieznane im gatunki piw.
Bardzo żałowałem, że na Poznańskie Targi Piwne nie wziąłem więcej pieniędzy oraz nie było mi dane odwiedzenie ich w inne dni. Całemu wydarzeniu wystawiam wielkiego plusa oraz z niecierpliwością czekam na podobne. Z całego serca polecam odwiedzanie takich miejsc. Pijcie odpowiedzialnie.
Tekst i zdjęcia – Tomasz Hęciak